czwartek, 19 października 2017

Rozdział 29

Powoli zaczynają docierać do mnie pojedyncze dźwięki. Zmuszam moje biedne ciało do otworzenia oczu. Oślepia mnie blask, jaki dochodzi zza okna. Dopiero po chwili dociera do mnie, że jestem w szpitalu. Obok mnie, na krześle, siedzi Nathan. Gdy tylko zauważył, że się wybudziłam wstał i pobiegł po lekarzy.
– Jak ja się tu znalazłam? – pytam, ponieważ nie wiem co się dzieje.
– Odpoczywaj – mówi lekarz i zaczyna mnie badać.

– Zostawiłeś mnie – mówię że smutkiem, nawiązując do wydarzenia.
– Nie zostawiłem – odpowiada niemal od razu, przecząc moim słowom. Czuję żal do przyjaciela, którego nie potrafię się pozbyć.
– Chcę zostać sama – nalegam, lecz chłopak nic sobie z tego nie robi.
– Głuchy jesteś? Chcę być sama.
– Joe... – zaczyna, lecz mu przerywam.
– Wyjdź – nakazuje, chłopak spogląda na mnie zawiedziony. Podnosi się i podchodzi do mnie. Mam tego dość, wyciągam przed siebie dłonie i staram się skupić swoją moc. Niestety, nic się nie dzieje. Podejmuję drugą próbę, lecz sytuacja się powtarza.
– Straciłaś moc – słyszę głos Nathana, który przygląda się całemu wydarzeniu.
– Nie... – mówię nerwowo. – To niemożliwe.
Znów próbuję wydobyć z siebie jakakolwiek magię, okazuje się, że na próżno.
– Spokojnie – uspokaja mnie chłopak. Mój gniew na niego przechodzi, a zastępuje go rozczarowanie.
– Czemu... Co ja zrobiłam takiego?
– Zużyłaś zbyt dużo magii w krótkim czasie.
– Nie mogłam inaczej...
– Wiem – mówi chłopak i mnie przytula. – Będzie dobrze.
Czuję się zagubiona. Jeszcze niedawno nie wiedziałam nawet o czymś takim, a teraz jestem częścią tego świata. Bynajmniej byłam. Nie mam mocy, więc znów staję się zwykłym człowiekiem.

Minął już miesiąc od feralnego wydarzenia. Cały ten czas spędziłam w naszym świecie, z przyjaciółmi oraz rodzicami. Nic nadzwyczajnego nie miało już miejsca. Nathana ostatni raz widziałam w szpitalu, później kontakt się urwał. Myślę, że to koniec mojej magicznej przygody. Muszę zacząć myśleć o sobie, o przyszłości, a przestać zamartwiać się bzdurami.

środa, 27 września 2017

Rozdział 28

– Melisa! – usłyszałam swoje "imię" z ust starszej kobiety. Gdy odwróciłam się w jej stronę, chwyciła mnie obiema dłońmi za rękę. – Potrzebujemy cię – wydukała przerażona głosem tak ostrym, że sama się zlękłam.
– Gdzie jest Nathan? – spytałam bez namysłu. Bez niego mam nikłe szanse na wygraną. Kobieta pokręciła przeczenie głową. Wyrwałam się jej i biegłam przed siebie. Mijałam mnóstwo ludzi, lecz oni podążali w przeciwnym kierunku niż ja.
– Uciekaj stamtąd! – ktoś krzyknął w moją stronę, lecz nie zwróciłam na to uwagi. Muszę go odnaleźć. Nie ukrywam sama byłam wstrząśnięta zaistniałą sytuacją, ale nie mam wyjścia. Nie mogę znowu uciec i zostawić ich wszystkich na pastwę losu. Biegnący z przeciwnej strony ludzie ciągle uderzali ramionami w moje drobne ciało. Rozejrzałam się uważnie i wtedy zobaczyłam go. Stał wśród innych istot również badając teren wzrokiem. Zaczęłam biec w jego kierunku, lecz wtedy on zniknął. Byłam zdezorientowana. Przetarłam oczy, może to zmęczenie. Może ja go wcale tam nie widziałam. Rozejrzałam się, uważnie skanując twarze osób, które mnie mijały. Westchnęłam z bezsilności.
Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie w talii i ciągnie w ciemnym zaułek. Przytrzymywał mi ręce przez co nie mogłam nimi ruszyć, a w rezultacie nie mogłam użyć mocy.
– Puszczaj! – krzyknęłam na niego lekko spanikowana.
– Joe, uspokój się! – również podniósł głos i wtedy doszło do mnie, że skądś kojarzę go.
– Nathan? – spytałam niepewnie. Mężczyzna obrócił mnie twarzą do siebie i wtedy byłam już pewna, że to on. – Ty głupku!
– Ej! Spokojnie, mała – zaśmiał się chłopak. Bez namysłu wtuliłam się w niego, a on odwzajemnił gest.
– Stęskniłam się – wyznałam w jego koszulkę. Chłopak mocniej przycisnął mnie do siebie, co było bardzo miłym uczuciem.
– Ja za tobą też – odpowiedział mi po czasie. Moje ciało zareagowało na jego słowa bardzo dziwnie. Poczułam motylki. Odkleiłam się od niego i spojrzeliśmy sobie w oczy. Nasze ciała dzieliły centymetry. Moje serce biło jak oszalałe. W jednym momencie Nathan przywarł do mnie swoimi ustami. Zaskoczona z początku nic nie zrobiłam, lecz już po chwili również oddałam pocałunek. Było w nim mnóstwo namiętności, ale także tęsknoty. Założyłam swoje ręce na jego szyję i maksymalnie zbliżyłam się do niego. Nasze spragnione ciała były idealnie przyciśnięte do siebie. Nathan trzymał dłonie na moich plecach, lecz po czasie i one powędrowały w okolice tyłka. Ugniatał moje pośladki, widać było, że sprawia mu to przyjemność. Gdy poczułam wybrzuszenie w jego spodniach, oderwałam się od niego. Moje policzki przybrały kolor czerwieni, co nie uszło uwadze chłopaka. Spuściłam wzrok na swoje buty. 
– Spokojnie, mała – powiedział, aby mnie rozluźnić. Dla mnie ta sytuacja była zbyt krępująca. Nathan chwycił mój podbródek w dwa palce i sprawił, że byłam zmuszona spojrzeć na niego. Wpatrywał się w moje oczy, co wcale nie było dla mnie korzystne. Mój wzrok uciekał od niego, dzięki czemu łatwo mógł się domyślić, że coś jest na rzeczy. 
– Chodźmy już – zaproponowałam nagle, aby przerwać tę dziwną atmosferę. – Jeszcze długa droga, a my nie jesteśmy nawet w połowie, zapewne.
Tak naprawdę nie wiem gdzie będziemy zmierzać, lecz z tego co kiedyś mówił chłopak, wcale nie jest to blisko. Nathan przytaknął na moje słowa i poszedł przodem, aby mnie asekurować przed spanikowanym tłumem ludzi. Mijaliśmy biegnące istoty, a raczej uciekające jak najdalej stąd. Byliśmy jedynymi osobami, które podążały w przeciwnym kierunku od reszty. 

Zastanawiałam się nad moimi relacjami z Nathanem. Jesteśmy przyjaciółmi, ale wcześniejszy pocałunek zaprzecza temu stwierdzeniu. 

– Co jest? – spytał chłopak, gdy zauważył, że coś jest nie tak. 
– A co ma być? – odparłam beznamiętnie. Nathan przystanął patrząc na mnie. 
– Joe. Widzę, że coś jest nie tak, jak powinno – zaczął spokojnie. Jego twarz wyrażała zaniepokojenie. Martwił się o mnie. Wpatrywałam się w jego cudowne tęczówki do chwili, gdy byłam zmuszona mu odpowiedzieć. Wtedy spuściłam wzrok na ziemię. 
– Nie wiem czy dam sobie radę – wyznałam przygnębiona. Nathan położył ręce na moich ramionach i uważnie przyglądał się mojej twarzy. 
– Wiem. Może to być ciężkie teraz dla ciebie – zaczął, a ja spojrzałam na niego ze smutkiem. – Ale zapewniam cię, że gdy tylko stawisz mu czoła wszystko minie. Nie będzie już żadnych wątpliwości. – tłumaczył, a ja wsłuchiwałam się w jego słowa. – Pokonasz go. To ty tu jesteś górą. 
– A co jeśli nie dam sobie rady?  – zapytałam zmartwiona. – Co jeśli polegnę?  
– Wygrasz to – powiedział pewny Nathan i przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej. Tulił mnie mocno do siebie, jakby miało to być nasze ostatnie zbliżenie. 
– Chodźmy. – Nagle odezwał się spoglądając na krajobraz przed nami. – Musimy zdążyć przed zmrokiem. 
Uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam przed siebie. Ma rację. Jak się ściemni, będzie tylko gorzej. 

Szłam przodem, tuż za mną Nathan. Mijaliśmy cudowne widoki. Pomimo otaczającego nas chaosu, wciąż byłam w stanie docenić piękno natury. Wschody słońca, tak samo jak i zachody, sprawiały na mnie ogromne wrażenie. Pomyśleć, że to od nich zależy kiedy zacznie oraz skończy się dzień. To one o tym decydują, nikt inny.  

Po dłuższym czasie zatrzymaliśmy się, aby odpocząć. Rozejrzałam się uważnie. Jesteśmy  na łące w środku lasu. Zrobiło się chłodno, potarłam zmarznięte ramiona. Usiadłam na zimnej trawie, a chłopak zrobił to samo. 
– Zmęczona? – pyta spoglądając na mnie. 
– Tak – mówię ziewając i przechylając głowę w stronę Nathana, dzięki czemu znalazła się ona na jego ramieniu. Zawiał delikatny wiatr, rozwiewając moje długie włosy. 
– Już niedaleko – odparł pocieszając mnie tym samym. Zapadł mrok, a my wciąż siedzimy w centrum licznych drzew. Moje powieki robią się ciężkie, a ciało coraz bardziej senne. Gdy czuję, że odpływam, nagle dociera do mnie głośny huk. Zaalarmowana tym dźwiękiem podnoszę się i rozglądam. W tym właśnie momencie zauważam lecąc w moją stronę kulę ognia. Z nerwów zapiszczałam, przez co Nathan się przebudził. Również wstał, nie musiałam nic mu mówić, sam się domyślił. Kolejna kula kieruje się w moją stronę. Nagle zauważam postać zza drzew. Nie podchodzi do nas, myśli że jej nie widzimy. Niezauważalne pokazuję chłopakowi postać i daje znak, żebyśmy w nią celowali. Z naszej strony zostają puszczone kule, w ramach odwetu. Sprawca również nie jest dłużny. Postanawiam zbliżyć się do postaci, aby dostrzec jego osobę. Daje znak Nathanowi i ruszam biegiem w jego stronę. Koncentruje się i tworzę magiczną kulę, która z impetem trafia w tajemniczą postać. Biegnę dalej, czuję strach. Nie wiem kim jest ta osoba, ani jakie ma zamiary. Nathan osłania mnie, gdy staram się jak najbardziej zbliżyć do sprawcy zamieszania. Znów spoglądam przed siebie, lecz nie zauważam nikogo. Jestem zdziwiona, rozglądam się zaniepokojona. W jednym momencie czuję ból w ramieniu, odwracam się gwałtownie, lecz nic podejrzanego nie zauważam. Sytuacja się powtarza kilkakrotnie. Zmęczona opadam na ziemię. Nagle dociera do mnie szelest, podnoszę głowę i dostrzegam czyjeś buty. 
– Melisa... – słyszę głos mojego oprawcy. – Myślałem, że jesteś silniejsza. 
Nie odzywam się. Dopiero teraz dociera do mnie, że to ten czas. To on jest Złym Panem. 
– Gdzie jest Nathan? – pytam zdenerwowana. Mężczyzna roześmiał się na moje słowa, po czym pokiwal głową z niezadowolenia. 
– Jesteś żałosna – mówi z obrzydzeniem, a we mnie się gotuje ze złości. Nagle postać kładzie swoją stopę na moje ramię i boleśnie dociska. Krzyczę z bólu. Mam tego dość. Ostatkami sił udaje mi się go odetchnąć i wstać. Następnie biorę się w garść, wiedząc że tak być nie może, i uderzam go z całych swoich sił kulą magii. Rządzi mną duma i waleczność. Mężczyzna z impetem przewraca się na glebę, ja zresztą też. Rozglądam się uważnie, wszystko zaczyna mi się rozmazywać. Tracę kontrolę nad swoim ciałem, aż w końcu mdleje. 



poniedziałek, 26 czerwca 2017

Rozdział 24

    Impreza... No nic nowego nie jestem w stanie tu powiedzieć. Mnóstwo rozlewającego się alkoholu, napalone nastolatki, standardowe bójki oraz głośna muzyka. To czynniki występujące na każdej domówce, przynajmniej każdej, na której byłam.
— Wreszcie. Miałem myśl, że nie przyjdziesz — usłyszałam głos Olivera, które podszedł do mnie.
— A jednak — odpowiedziałam rozbawiona — gdzie jest Amber?
— Aa, no, nie wiem. — Ewidentnie przyjaciel jest już wstawiony.
— Ile już wypiłeś?
— A ja wiem... już dawno przestałem liczyć — odparł, jakby to było oczywiste.
— Ty pijaku — zaśmiałam się, patrząc na chłopaka.
— Oj, nie marudź, tylko chodź tu i pij — Zacytował, prawie dobrze, tekst piosenki swojego ulubionego rapera, B.R.O
— Niezły raper z ciebie, młody.
— O ty. Za to "młody" wisisz mi kolejkę — w tym momencie oboje zaczęliśmy się śmiać.
Po nic nie wynoszącej rozmowie z Oliverem, wreszcie zgodziłam się napić z nim. Takim właśnie sposobem, kończę wlewać w siebie czwarty kieliszek wódki. Między czasie rozglądam się w poszukiwaniu Amber, lecz na próżno.
— chodź tańczyć, przecież zanudzisz mi się tu — Nagle zaproponował Oliver, na co się zgodziłam. Muzyka głośno dudniła, dzięki czemu na "parkiecie" było sporo pijanego towarzystwa. Aktualnie roznosiły się dźwięki dość rytmicznej piosenki, dlatego, wraz z przyjacielem, bawiliśmy się świetnie i łatwo było nam dopasować się do melodii. Ciągłe podskoki, piruety, czy inne dziwactwa, wymęczyły mnie.
— Muszę odpocząć — powiedziałam dość głośno, aby przyjaciel mógł mnie usłyszeć.
— Dobra. Tylko wróć niedługo — odpowiedział, po czym obrał sobie nowy cel do zabawiania. Chłopakowi łatwo nawiązuje się nowe kontakty, dzięki czemu nie martwię się zostawiając go samego.
Podeszłam do stołu, gdzie siedziałam wcześniej, lecz szybko zmieniłam zdanie. Na jednym z krzeseł siedział Drake, osoba której miałam już nie spotykać na swojej drodze. Odwróciłam się, aby umiejętnie wycofać się z jego pola widzenia. Niestety, nie udało się.
— Hej, nie uciekaj — Drake chwycił mnie za ramię, tym samym obracając w swoją stronę. — nawet się nie przywitasz?
— Najwidoczniej mam powody — odparłam z niechęcią.
— Jak zwykle wygadana.
— Puść mnie — rozkazałam, gdyż wciąż trzymał moje ciało.
— Ależ oczywiście — Drake zostawił moje ramię w spokoju, lecz wciąż był blisko mnie. — chciałem tylko pogadać — dokończył, czym mnie zaskoczył.
— Pogadać? A my w ogóle mamy o czym gadać?
— Joe — westchnął, jakby mnie karcił za złe zachowanie. — nie musisz pokazywać przy mnie swojej wredności. Doskonale wiem, jaka potrafisz być.
— Czego chcesz? — nie mam zamiaru stać tutaj z nim pół nocy, dlatego wolę od razu przejść do konkretów.
— Pamiętasz jak było nam świetnie razem? — spytał, lecz nie czekał na moją reakcje, tylko kontynuował dalej. —byłaś szczęśliwa ze mną, dawałem ci wszystko, czego zapragnęłaś...
— Co, proszę? Nigdy nie byłam przy tobie szczęśliwa — zaprzeczyłam jego słowom, gdyż zwyczajnie nie są prawdą.
— Nie kłam, Joe — zbliżył się do mnie. — oboje wiemy, że był czas, kiedy byłaś wręcz przeszczęśliwa.
Jego bliskość i to jak wymawiał każde słowo sprawiła, że zaczynałam przypominać sobie chwile, które chciałam na zawsze wyprzeć z pamięci.
— Te wszystkie wspólne spacery, wypady do kina, na miasto... łączyły nas i sprawiały, że byliśmy prawdziwą parą — kontynuował swoją wypowiedź. Czułam się jak w transie, nic nie mogąc się odezwać przypatrywałam się jego ruchom, gestom oraz wsłuchiwałam się w każde wypowiadane słowo. Mówił tonem, który wskazywał na to, że jest przejęty wspomnieniami, które widocznie wprawiają go w sentymentalny nastrój.
— A pocałunki? Były przepełnione miłością o jakiej zawsze marzyłaś — w tym momencie i ja zaczęłam wracać do przeszłości. Do chwil, w których, tak jak już to ujął chłopak, byłam szczęśliwa. Ma racje, chociaż wolałabym, aby kłamał. Nie trwało to długo, były to dosłownie początki naszego związku. Zresztą, z tego co wiem, zawsze tak bywa. Najpierw wydaje się wręcz idealnie, dopiero z czasem pojawiają się problemy, które przeważnie kończą się kłótnią.
— Joe — wypowiedział moje imię z namiętnością, jakiej brak było w naszym dotychczasowym związku. — to wszystko może wrócić. Wystarczy, żebyś tylko zapragnęła tego.
— Drake — wzięłam głęboki wdech. — między nami już wszystko skończone — spojrzałam w jego oczy, które w tym momencie wyrażały smutek. Było to wręcz niespotykane u niego. — nie jesteś w stanie naprawić muru, który sam zburzyłeś.
— Wiem. Zburzyłem, ale czemu od razu całkowicie mnie przekreślasz? — spytał, bliski rozpaczy. Zrobiło mi się go szkoda, ale nie mogę wymiękną. Nie po tym co mi zrobił.
— Zwyczajnie znam cię i wiem, że nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Jesteś miły, dobry, ale to wszystko jest teraz. Minie zaledwie kilka dni, a ty znów staniesz się taki jakim jesteś na co dzień. — Każde słowo wypowiadałam wyraźnie, aby dobrze mnie zrozumiał. — nie wiem co teraz tobą kieruje, może zbyt duża ilość alkoholu we krwi lub wewnętrzne sumienie, lecz dobrze wiem, że to nie prawda. To wszystko minie tak szybko, jak przyszło.
— Nie prawda — Zaprzeczył automatycznie, gdy tylko skończyłam wypowiedź. — jestem trzeźwy, nic nie brałem... mówię to prosto z serca — żalił mi się.
— Przykro mi, Drake. Najlepiej będzie dla nas oboje, gdy zapomnimy o sobie — przez wspomnienia które przed chłopaka zagościły w mojej głowie, ciężko było mi wypowiadać tak mocne słowa. — wiem, że to nie jest łatwe, ale z czasem ci przejdzie. Ból minie, a wspomnienia... — spojrzałam raz jeszcze na niego. — będą jedynie nędzną przeszłością — dokończyłam, po czym odwróciłam się zgrabnie i opuściłam jego pole widzenia. Ciągle myślałam o jego słowach. Chociaż bardzo chciałam, nie dawało mi to spokoju.

Goście Kodiego bawili się świetnie. Wszędzie można było zauważyć puste butelki po alkoholu, szczególnie wódce. Sporo tańczących ludzi zajmowało środek salonu, przez co ciężko było się z niego wydostać. Gdzieś w kątach stały grupki znajomych, którzy dyskutowali na jakieś niedorzeczne tematy. W końcu czego się dziwić, każdy z nas był już pijany. Moją uwagę przykuło zgromadzenie przy drzwiach kuchni, dlatego też podeszłam tam.
— Co tu się dzieje? — spytałam, gdyż usłyszałam krzyk zza drzwi. Pomimo głośnej muzyki, dało się usłyszeć głoś osoby w środku.
— Maria zatrzasnęła się w kuchni — powiedział jakiś chłopak stojący obok mnie.
— Czemu nie wyważycie tych drzwi? — spytałam, ponieważ  według mnie, był to najlepszy sposób.
— Nie da się — uświadomiła mnie ta sama osoba. — te drzwi są zrobione z nie wiadomo czego — chłopak sam był zaskoczonym obrotem sytuacji. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę głośników, które już po chwili wydawały z siebie o wiele cichsze dźwięki.
— Hej! Co ty robisz? — dobiegły mnie głosy oburzonych imprezowiczów. Nie przejmowałam się tym wcale, dla mnie ważniejsze było to, aby wydostać Marię. Skoro zwykłych, drewnianych drzwi nie da się wyważyć, to nie może być normalne zatrzaśnięcie się. Równie pospiesznie wróciłam do poprzedniego miejsca.
— Odsunąć się wszyscy — rozkazałam. Każdy wykonał moje polecenie, dzięki czemu dostałam się pod same drzwi. — Maria, słyszysz mnie? — starałam się nawiązać jakąkolwiek rozmowę z przestraszoną dziewczyną.
— Tak, słyszę — zza ściany dotarł do mnie jej cichy głos. Przystawiłam ucho do tworzywa, aby nasłuchiwać tego, co dzieje się po drugiej stronie. To co doszło do moich uszu, wcale nie uspokoiło mnie.
— Na ziemie! — krzyknęłam tak głośno, jak tylko mogłam. Sama również padłam na panele. Nie zdążyłam nic więcej wypowiedzieć, ponieważ nastąpił wybuch kuchenki. Skąd to wiedziałam? Proste, dzięki moim mocom mogę o wiele więcej niż przeciętny człowiek. Wszyscy w mojej okolicy także znaleźli się na ziemi, przez co nic im się nie stało. Przez siłę, jaką spowodował wybuch, drzwi wyleciały wraz z zawiasami i wylądowały kilka metrów dalej. Wstałam z ziemi i rozejrzałam się za Marią. W tym momencie nie zwracałam uwagi na szkody jakie wyrządziła eksplozja. Dostrzegłam dziewczynę leżącą na podłodze. Podeszłabym do niej, gdyby nie fakt, że jej ciało znajdowało się w środku ognia, tworzącego okrąg. Zrobiłam krok w stronę płomieni.
— Joe! — usłyszałam swoje imię, ale nie odwróciłam się. Nie chcę, aby coś zdekoncentrowało mnie. — Nie rób tego! Zginiesz! — głos za mną nie dawał mi spokoju. Nie poddawałam się. Wyciągnęłam dłonie przed siebie. Nie mam pewności, czy się uda, aczkolwiek jeżeli nie spróbuję, nigdy się nie dowiem. Skupiłam się na ogniu, czułam moc, która we mnie tkwi. Dzięki tej sile uwierzyłam, że jestem w stanie to zrobić. Przestałam myśleć o tym co dzieje się za mną, całkowicie wyłączyłam się na ten jeden, mały moment. Przymknęłam oczy, aby móc lepiej się wczuć. Delikatnie je uchyliłam, a wtedy nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Dosłownie naprzeciwko mnie płomienie rozstąpiły się, tworząc mi przejście. Zwyczajnie udało się. Nie pokazywałam po sobie radości, jedynie powolnym krokiem zbliżyłam się do dziewczyny. Wzięłam ją na ręce i zaniosłam w bezpieczne miejsce. Zauważyłam, że istoty ziemskie nie są w stanie ujrzeć moim "czarów". Jedyne co widzieli to ostry biel, a gdzieś w środku niego, mnie. Ułatwiło mi to wiele spraw, gdyż nie uwolniłabym się od nadmiernej ilości pytań z ich strony. Wszyscy patrzyli na mnie z niedowierzaniem, gdy delikatnie kładłam Marię na sofie. Nie musiałam długo czekać, niemalże od razu przybiegli chłopaki, w tym brat dziewczyny, którzy zabrali ją stąd. Jednak nim całkowicie zniknęli z mojego pola widzenia, Stefan wrócił do mnie.
— Joe — wypowiedział moje imię, aby zwrócić na siebie uwagę. — Dziękuję.
— Nie ma za co, to dla mnie przyjemność — uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
— Gdyby nie ty, moja młodsza siostra... — westchnął z niedowierzaniem. Widać, że jest to dla niego ciężkie. — mogłoby już jej nie być — dokończył z łzami w oczach.
— Spokojnie. Najważniejsze, że żyję i nic jej nie jest — starałam się go uspokoić. — a teraz idź do niej, na pewno cię potrzebuje.
— Jeszcze raz dziękuję — powiedział, po czym zniknął w tłumie innych ludzi. Wszyscy opuszczali już dom Kodiego. Jego impreza na pewno przejdzie do historii. Sama również udałam się do własnego domu, aby móc wreszcie wziąć przyjemny prysznic, a następnie położyć się do wygodnego łóżka i zwyczajnie zasnąć.

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Rozdział 27

  Dotarłam do domu niedługo później. Szłam dość szybko, ponieważ nie chciałam natrafić na niebezpieczeństwo.
– Gdzie Amber? – spytała mama, gdy weszłam do domu sama.
– Źle się poczuła, dlatego odprowadziłam ją – odpowiedziałam wchodząc do salonu, gdyż tam znajdowała się kobieta. Nie powiedziałam jej prawdy, to chyba normalne. Modliłam się tylko żeby nie dążyła tematu.
– Dobrze, że ją odprowadziłaś – pochwaliła mnie i wróciła wzrokiem na ekran telewizora.
– Pójdę siebie, jeszcze chciałam się wykąpać – myślałam głośno, po czym faktycznie poszłam do góry. Szłam schodami, a na ich szczycie skręciłam do swojego pokoju. Stanęłam przed szafą i wyjęłam z niej piżamę oraz czystą bieliznę. Z wybranymi ubraniami ruszyłam w stronę łazienki. Po wejściu zamknęłam drzwi na klucz i rozebrałam się. Stanęłam przed lustrem i dokładnie analizowałam swoje ciało. Schudłam, być może z nerwów. Moja skóra stała się jaśniejsza, twarz bardziej bladsza. Stałam się bardziej poważna, ciągle jestem przygnębiona. Martwię się o losy moich bliskich, ale i także ludzi z tamtego świata. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą i czekałam aż napełni się wanna. Powoli weszłam do środka, ciecz była dość gorąca, dlatego robiłam to ostrożnie, aby stopniowo przyzwyczaić się do temperatury. Usiadłam w wannie, kładąc głowę na ściankę i wreszcie mogłam się zrelaksować. Pod wpływem bardzo cieplej wody moje całe ciało mogło odpocząć i zregenerować siły na nowo. Zamknęłam oczy, dzięki czemu umysł także mógł się wyciszyć.
Moje myśli znów krążyły wokół nieznajomych mi osób, które narażają na niebezpieczeństwo moich bliskich. Nie rozumiem dlaczego oni to robią. Nie chce, aby tak się działo. Muszę zadziałać, aby to wszystko naprawić. Stałam się silniejsza, nie pozwolę, aby ktokolwiek stanął mi na drodze szczęścia. Wrócę tam i rozprawie się raz na zawsze z tą chorą istotą nadprzyrodzoną. Zrobię to i to jak najszybciej. Muszę to zrobić, po prostu nie mam innego wyjścia. Oni nigdy nie dadzą mi spokoju, a to zaszło już za daleko.
Miałam się zrelaksować, a i tak moje myśli nie dały mi spokoju. Umyłam się i wyszłam z wanny. Wysuszyłam moje mokre ciało, po czym ubrałam się w przygotowane wcześniej ubrania. Ostatni raz spojrzałam w lustro i opuściłam pomieszczenie. Skierowałam się z powrotem do swojego pokoju. Uchyliłam okno, gdyż zrobiło się duszno. Spojrzałam przez nie, uwielbiam nocny widok. Niestety jest już późno, a ja jestem zmęczona, dlatego nie trwało to długo. Gdy tylko poczułam chłodne powietrze na swojej skórze, zamknęłam okno i położyłam się, wcześniej gasząc światło. Przykryłam się szczelnie kołdrą i zamknęłam oczy. Sen przyszedł szybko i już po krótkiej chwili odpłynęłam.
~*~
Obudziłam się rano bardzo wcześnie. Przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku. Przetarłam zaspane oczy. Postanowiłam wstać i zrobić sobie śniadanie. Wszyscy jeszcze spali, dlatego w domu panowała grobowa cisza. Skierowałam się do kuchni, wyciągnęłam z lodówki mleko, a z szafki płatki. Nasypałam płatki do miski i zalałam mlekiem, po czym wsadziłam do mikrofali. Ustawiłam temperaturę na sześćset stopni, a czas na dwie minuty i czekałam.
Gdy czas upłynął wyjęłam naczynie z urządzenia i postawiłam na stole. Usiadłam na przeciwko miski i zaczęłam jeść. Nagle do pomieszczenia weszła mama, która nastawiła wodę na kawę.
– Cześć mamo – przywitałam się, a ona zrobiła to samo.
– Jakie plany na dziś?
– A nie wiem jeszcze – powiedziałam bez zastanowienia. – Raczej pójdę do Amber – powiedziałam, gdy przypomniałam sobie o moich zamiarach wrócenia do tamtego świata.
– To baw się dobrze – odparła i zrobiła sobie kawę. – Ja zaraz idę do pracy, tata zresztą też.
Przytaknęłam na jej słowa i wróciłam do jedzenia moich płatków. Mama popijała swoją ulubioną kawę, czasem coś powiedziała pod nosem, głośno myślała. Nagle spojrzała na zegarek. Szósta czterdzieści trzy.
– Lecę do pracy – powiedziała, gdy ujrzała cyfry na zegarze. – Pa, słońce – pożegnała się w pośpiechu i już jej nie było. Ledwie zdążyłam odpowiedzieć "pa". Mama zawsze taka była, całe jej życie rozgrywa się w przyspieszonym tempie.
Przebrałam się i zrobiłam lekki makijaż, po czym byłam gotowa do wyjścia. Mam nadzieję, że wciąż pamiętam gdzie znajduje się przejście. Założyłam buty oraz kurtkę i spokojnie opuściłam budynek. W drodze wyjęłam telefon i napisałam do Amber.

"Hej. Zrobisz coś dla mnie?"

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.

"Co jest?"

"Będziesz mnie kryła. Potrzebuję załatwić pewną sprawę, lecz nikt nie może o tym wiedzieć"

Mam tylko nadzieję, że nie będzie drążyć tematu.

"Ostatnio ciągle masz jakieś tajemnice. Masz jakieś problemy?"

Jej pytanie zaskoczyło mnie. Nie sądziłam, że może tak to odebrać.

"Nie. Wszystko jest dobrze, po prostu muszę coś załatwić"

"Mam nadzieję, że wiesz co robisz"

Nadal szłam w stronę mojego celu, ani na chwilę nie zatrzymując się.

"Jakby coś, to nocuję u ciebie. Wyjaśnię ci wszystko, gdy wrócę"

Gdy skończyłam konwersacje z Amber byłam już w znanym mi lesie. Szłam w głąb jego zastanawiając się czy dam sobie radę. Jestem pewna siebie, to prawda, ale jednak gdy mam stawić czoła tak potężnej istocie, lękam się. Nie sądzę, abym miała tak dużo siły, tak dobrze opanowane wszystkie moce, żeby go pokonać.
Odnalazłam szukane miejsce i bez zastanowienia przekroczyłam barierę dzielącą dwa różne światy. Ogarnęło mnie to samo uczucie, które towarzyszyło mi za pierwszym razem. Czułam lęk, bałam się tego co kryje się po drugiej stronie. W jednej chwili oślepił mnie blask dochodzący z wewnątrz przejścia. Moje ciało stało się lekkie.
Gdy dotarłam wreszcie w pożądane miejsce byłam zaskoczona widokiem przed sobą. Znajdowałam się w środku miasteczka, dokładnie w tym miejscu, gdzie jeszcze niedawno panował tu spokój, a radość biła na kilometry od tutejszych istot. Natomiast teraz nie jestem w stanie stwierdzić czy trafiłam w odpowiednie miejsce. Głośne krzyki dorosłych i piski dzieci dominowały tego dnia. Wszystko wydawało się jak z filmu. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Istne szaleństwo. Każdy biegł przed siebie nie zważając na nic ani na nikogo. Liczyło się tylko to, aby opuścić teren zagłady. Niewinne ludzkie ciała leżały na glebie bez litry krwi w sobie. Budynki stały się ruinami. Piękne tętniące życiem miasto zamieniło się w rzeźnie. Przerażał mnie ten widok, lecz poniekąd to moja wina. Mogłam temu zaradzić, jednakże uciekłam.
Powróciłam na nowo i obiecuję, że osoba odpowiedzialna za zbrodnie niewinnych istot zginie marnie wyrokiem, który sama wydała na moje miasto. "Zły Panie" idę do ciebie.

sobota, 10 czerwca 2017

Rozdział 22

Joe

Obudziłam się dość zaskoczona, gdyż nie leżałam już na zimnej ziemi, lecz w miękkim łóżku. Co więcej, znam ten pokój i mogę śmiało stwierdzić, że jestem w pokoju Nathana. Wstałam i pożałowałam tego. Ból jaki czułam był dość silny. Spojrzałam na swoje ciało, wszędzie miałam siniaki, co mnie przeraziło. Boże jak ja wyglądam. Postanowiłam poszukać Nathana. Skierowałam się do salonu, co było trafne,gdyż akurat tam znajdował się chłopak.
– Powinnaś leżeć – stwierdził, gdy tylko mnie dostrzegł.
– Jak się tu znalazłam?
– Nie olewaj mnie
– Zaraz pójdę. Odpowiedz mi
–  Mój znajomy was wyciągnął, a ja zabrałem cie tutaj
– Okej...
Leżałam w salonie na kanapie, w czasie gdy chłopak oglądał jakiś film w telewizji, który zupełnie mnie nie interesował. Byłam bardziej skupiona na myślach. To był atak, tak? Skoro zdarzył się raz, zdarzy się również drugi. A co jeśli będzie bardziej dopracowany i faktycznie coś mi się stanie poważnego? To niebezpieczne, narażam własne życie, w imię czego? Tak nie może być.
– Nathan –  chciałam zwrócić jego uwagę.
– Hm? - Mruknął w moją stronę, dzięki czemu kontynuowałam.
– Wracam do domu
Chłopak spojrzał na mnie automatycznie z powagą na twarzy.
–  Co?
– Wracam do domu – powtórzyłam bardziej pewnym głosem.
– Nie ma mowy. Nigdzie nie wracasz
– Nathan. Ja oznajmiam, nie pytam
– Joe, oni cie zabiją
– Potrafię już co nie co i jestem w stanie się obronić
– Nie wątpię, ale nie przesadzaj
– Wracam. Tym bardziej, że rodzice wracają niedługo. Nie mogę tu zostać  –  Nathan wydał się zamyślony, lecz słowem się nie odezwał. 
– Nathan chciałbyś żyć w miejscu, gdzie każdy na ciebie poluje? Wszyscy są rządni twojej krwi? Cieszę się,  że zostałam wybrana, lecz ja pasuje.
Chłopak spojrzał na mnie smutno. Można było ujrzeć w jego oczach błysk zawiedzenia moją osobą. Zblizylam się do niego i wciąż patrzyłam mu ze skupieniem w oczy. Nathan zbliżył nasze twarzy, po czym przymknął powieki i delikatnie mnie pocałował. Nie ukrywam, że byłam zaskoczona jego poczynaniami, lecz również zatraciłam się w tym geście. Jego ręce dotykały mojej szyi, natomiast moje wpletlam w jego włosy. Czas jakby zwolnił na ten moment, a powrócił dopiero gdy oderwaliśmy się od siebie. Przez chwilę jeszcze milczeliśmy, lecz musiałam przerwać ciszę między nami.
– Muszę iść – powiedziałam spuszczając wzrok. Nathan nie odezwał się jedynie, ledwo zauważalnie, pokiwał głową. Gdy zauważyłam, że nie jest zbyt rozmowny, postanowiłam wstać. Chwyciłam mój telefon, gdyż to jedyna moja własność w tym mieszkaniu i udałam się do wyjścia. Chłopak był na tyle zdziwiony tą sytuacją, że nawet nie odprowadził mnie do drzwi, nie mówiąc już o przejściu. Oczywiście nie mam mu tego za złe, jedynie ukłuło mnie w sercu na myśl o zestawieniu go. Niestety muszę. Nie mogę narażać własnego życia,  które jest dla mnie cenne.

~*~

Szłam samotnie przez znany mi już las. Był dzień, dlatego nie bałam się. Wszystkie stworzenia mroku ujawniają się za nocy, rzadko kiedy grasują w dzień,  gdyż to zaprzecza zawartej zasadzie. Mijając rosnące drzewa, rozmyślałam o tych wszystkich ludziach, których życie jest zagrożone. Nie chce tego, ale co ja mogę zrobić? Wątpię, że byłabym w stanie uratować cały ten świat. Jestem zwykłym człowiekiem, w porównaniu do tutejszych istot. Gdyby wszyscy się zjednoczyli to by pokonali każde zło czyhające na nich. Nie jestem im do niczego potrzebna.
Znalazłam przejście, które jest mi tak bardzo potrzebne i bez większych problemów przez nie przeszłam. Oślepiło mnie światło, nagle zrobiło mi się ciepło. Wszystko to trwało jedynie chwile, ponieważ już znalazłam się z powrotem w lesie,  lecz już w moim świecie. Spojrzałam na przejście,  nie każdy jest w stanie je dostrzec. Zobaczą je jedynie ci, którzy wierzą w nadprzyrodzone istoty lub w obecności kogoś z tamtego świata.

~*~

Trafiłam bez problemu do swojego domu,  po czym otworzyłam drzwi i spostrzegłam, że nikogo nie ma. Spojrzałam na telefon, do szkoły już nie zdążę. Przebrałam się w wygodny dres i postanowiłam pobiegać. Kiedyś to lubiłam,  lecz przez dłuższą nieobecność w sporcie, spadła mi znacznie kondycja. Zamknęłam dom i wyszłam z posesji,  po czym włożyłam do uszu słuchawki i ruszyłam w drogę. Moje nogi poruszały się w rytm znanych mi melodii.

piątek, 9 czerwca 2017

Rozdział 26

   Od tego feralnego dnia minęło już kilka dni. W tym czasie ludzie zaczęli znów zachowywać się normalnie, nikt nie zwraca na mnie większej uwagi, z czego jestem zadowolona. Także rodzice wreszcie wrócili, więc miałam sporo pracy.
– Córciu, chodź pomożesz mi zrobić obiad – usłyszałam głos mojej mamy, na co automatycznie zjawiłam się w kuchni.
– Oczywiście – zgodziłam się, nie wyobrażam sobie nie pomóc własnej rodzicielce, co prawda nie bardzo mogę używać tych słów, jednak nie przejmuję się tym. To ta kobieta mnie adoptowała i wychowała, więc jest dla mnie jak rodzona mama.
– Obierz ziemniaki i nastaw, dobrze? – pokiwałam jedynie głową na znak zgody i zabrałam się do pracy.
– Co tam u ciebie, Joe? – zagadała kobieta spoglądając na mnie.
– Dobrze, mamo – odpowiedziałam bez namysłu.
– Oj skarbie, poznałaś już jakiegoś chłopaka? – zaskoczyło mnie jej pytanie, nigdy wcześniej mnie nie pytała o takie rzeczy.
– Mamo, co to za pytanie?
– Normalne, jesteś już dorosła.
– Nie, mamo. Nie mam jeszcze chłopaka. Sądzę, że mam jeszcze na to czas. – wytłumaczyłam spokojnie.
– Ja w twoim wieku...
– Spokojnie, starą panną nie zostanę.
– No ja myślę – zaśmiała się wesoło mama. – liczę na wnuki.
– Będziesz babcią, będziesz – również zaśmiałam się. – wpadnie dzisiaj do mnie Amber na noc – poinformowałam ją, tym samym zmieniając temat.
– Dobrze, dawno już jej nie widziałam – uśmiechnęłam się do niej promiennie.

Rozmawiałam z mamą sporo czasu, potem przyłączył się także tata i razem dyskutowaliśmy o nieistotnych sprawach. Wieczorem przyszła Amber i razem poszłyśmy do mojego pokoju. 
— Zauważyłaś, że ostatnio wszyscy na ciebie dziwnie patrzyli? — zagadała przyjaciółka.
— Serio? Nie zauważyłam — nie no coś ty, oczywiście, że nie. 
— No tak. Dzieje się tak od tamtej imprezy — powiedziałam zdziwiona — jak mogłaś tego nie dostrzec?
— Nie zwracam uwagi na ludzi — odpowiedziałam bez namysłu. 
— Co się wtedy stało? 
— Wyciągnęłam Marię z ognia, przecież widziałaś — ten temat jest dla mnie niezręczny, dlatego staram się jak najszybciej go zakończyć. — chodź, obejrzymy coś — zaproponowałam zmieniając temat. Dosięgnęłam mojego laptopa, który leżał na biurku i włączyłam go.
– Dawaj jakieś zwiastuny, wybierzemy coś – rozkazała Amber i ułożyła się wygodnie na łóżku. Gdy ekran się rozjaśnił, wpisałam hasło i znów odczekałam chwilę. Następnie włączyłam przeglądarkę, a potem youtube i wpisałam wspominany tekst. Kliknęłam w pierwszy lepszy film. "Paranoja"
– Oglądamy? – spytałam, gdy materiał zapowiadający dzieło skończył się.
– Możemy – dziewczyna zrobiła obojętną minę, ale nie zaprzeczyła. Znalazłam cały film i włączyłam go. Film opowiada o losach szantażowanego, przez swojego szefa, młodego chłopak. W końcu zostaje on zmuszony do szpiegowania konkurencyjnej spółki.

Oglądałyśmy film w skupieniu, czasem zdarzyło się skomentować pewne sceny, lecz to rzadkość.
– I bardzo dobrze! – odezwała się Amber, gdy w jeden z scen Adam Cassidy, czyli główny aktor, oszukał szefa firmy i skonstruował urządzenie, które po wyjęciu baterii, wciąż działa. Sama także przytaknęłam na słowa dziewczyny.
– Trzeba mieć głowę, żeby potrafić stworzyć takie cudeńka – powiedziałam wręcz zachwycona jego umiejętnościami.
– Dokładnie, mało kto umie takie rzeczy.
– Chciałabym być tak genialna – zaśmiałam się pod nosem.
– Oj, Joe. Ty i bez tego jesteś genialna – powiedziała przyjaciółka, a mnie zrobiło się ciepło na sercu. Uśmiechnęłam się do niej, po czym odpowiedziałam.
– Jesteś kochana – wróciłyśmy do oglądania już końcówki filmu. Uwielbiam filmy akcji, a także kryminały i inne tego typu dzieła. Bardzo się wciągam w zaistniałe sytuacje, a nawet wyobrażam sobie, gdybym to ja miała takie życie.
– Dobry był – skomentowała Amber, gdy film dobiegł końca, a na ekranie pojawiły się napisy końcowe.
– No był, był – zgodziłam się z nią. – Idziemy do sklepu?
– Po co? – zapytała zdziwiona przyjaciółka.
– Mam ochotę na czekoladę – uśmiechnęłam się promiennie do niej i zrobiłam maślane oczka.
– Eh, no dobra.
Zamknęłam laptopa, nie wyłączając go. Często tak robię, gdy nie jestem pewna, czy to koniec mojej pracy na nim. Zeszłyśmy na dół, po drodze poinformowałam mamę, że wychodzimy. Gdy otworzyłam drzwi wejściowe, buchnęło we mnie chłodnym powietrzem. Na ciele automatycznie wyszła mi gęsia skórka.
– Jesteś pewna, że chcesz iść? – zapytała Amber, gdy sama odczuła minusową temperaturę.
– Zimno jest, ale mam większą ochotę na czekoladę – oznajmiłam zawzięcie i ruszyłam przed siebie. – Idziesz? – zapytałam, gdy zauważyłam, że dziewczyna nadal stoi w miejscu. Dopiero po moich słowach ocknęła się i ruszyła za mną zgrzytając zębami. – Ej! Nie jest tak źle – uśmiechnęłam się, pomimo tego, że sama zamarzałam. Na zewnątrz zdążyło już się ściemnić, przez co widoczność była kiepska, tym bardziej, że panowała mgła. Amber dogoniła mnie i dalej szłyśmy w stronę sklepu. Z czasem robiło mi się coraz cieplej, pewnie to przez pośpieszne tempo jakim szłyśmy. Droga nie trwała długo i już po piętnastu minutach byłyśmy na miejscu. Gdy weszłyśmy do środka ogarnęła nas fala ciepła. 
– Tylko czekoladę? – zagadała przyjaciółka, gdy wybrałyśmy słodycz. 
– Ja nie chcę nic innego – przytaknęłam na jej wcześniej słowa, po czym ona także nie zdecydowała się na nic. Amber jak zwykle podążyła na dział czasopism, gdy ja w tym czasie udałam się do kasy. 
– Joe! Słyszałaś, że Selena Gomez będzie u nas?! – spytała podekscytowana Amber. Od zawsze byłyśmy jej wiernymi fankami. Zapłaciłam, gdyż nadeszła moja kolej. 
– Kiedy? – spytałam biorąc paragon. Nie jest mi on potrzebny, lecz z kultury wzięłam. 
– Drugiego marca – odpowiedziała spoglądając na gazetę. 
– Jeszcze sporo czasu – stwierdziłam zamyślona. Jest dopiero końcówka stycznia. 
– Tak, wiem. Jeszcze serio dużo czasu, ale jednak bilety trzeba już kupować – powiedziała dziewczyna odkładając czasopismo. Wyszłyśmy ze sklepu i z powrotem nabrałyśmy kurs na mój dom. 
– Możemy iść – odpowiedziałam po namyśleniu. Na szczęście mam elastyczny grafik, bo przecież co mogę robić ważnego?  Nie jestem superbohaterem, który żyje w ciągłym niebezpieczeństwie ratując cały świat. Zaśmiałam się w duchu na to stwierdzenie. 
– Jeju, byłabym taka szczęśliwa – rozmarzyła się dziewczyna, ona pewnie myślami już dawno jest na tym koncercie.
– Wiem o tym – odparłam spoglądając w bok. – Kurde, chce mi się siku – powiedziałam zgodnie z prawdą.
– To idź w krzaki – zaproponowała przyjaciółka, spojrzałam we wskazanym kierunku. – Dobra. Czekaj tu.
Nie mogłam już wytrzymać. Dałam Amber czekoladę, którą trzymałam cały czas w ręce. Ruszyłam w kierunku małego lasku, jest już ciemno, więc nie martwię się, że ktoś mnie zauważy. Weszłam nieco głębiej, tak dla bezpieczeństwa. Kucnęłam i załatwiłam potrzebę. Nie trwało to długo na moje szczęście, ponieważ jest zimno, a ja niestety szybko łapie choroby. Poprawiłam się i skierowałam się w stronę drogi głównej. Nagle dobiegł mnie przeraźliwy krzyk Amber. Automatycznie pobiegłam tam, skąd dochodził głos. To co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze myśli. Moja kochana przyjaciółka stała w kręgu płomieni. Znowu to samo, ja nie wiem o co z tym wszystkim, ale niech to się już skończy. Co im wszystkim takiego złego zrobiłam? Rozejrzałam się uważnie. W oddali dostrzegłam trzy postacie, stosunkowo oddalone od siebie. Wiedzieli, że na nich patrzyłam. Chciałam iść w ich stronę, lecz nie mogłam. Moja przyjaciółka jest dla mnie ważniejsza. 
– Spokojnie – powiedziałam w stronę dziewczyny. – Zamknij oczy 
– Co? – Amber wydawała się nieźle zaskoczona moją prośbą. 
– Zamknij oczy – powtórzyłam, a dziewczyna bez dalszych słów zrobiła to. Stanęłam przed kręgiem. Nie wiem skąd we mnie taka pewność siebie, ale czuję to. Czuję, że mogę to zrobić. Wyciągnęłam dłonie przed siebie. Musiałam się skupić na mojej roli, inaczej nic z tego nie wyjdzie. Przyjaciółka, która jest w niebezpieczeństwie jest dla mnie niezwykle ważna, dlatego nie miałam problemów z równowagą umysłową. Nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że to już się dzieje. Po moich dłoniach przeszedł maleńki prąd, czułam napięcie. Otworzyłam delikatnie oczy i zauważyłam, że powstało przejść, wyjście z strefy ognia. Weszłam powoli do środka i chwyciłam Amber za rękę. Wyprowadziłam ją z kręgu, po czym pozwoliłam otworzyć oczy. Dziewczyna była zszokowana, nie miała pojęcia co się właściwie stało. 
– Wszystko dobrze? – zapytałam z troską. 
– Co tu się stało? – spytała z szeroko otwartymi oczyma. 
– Nie wiem – odpowiedziałam niepewnie, lecz 
dodałam. – Pewnie jakieś gnojki zrobiły sobie żarty. 
– Nikogo nie widziałam – odparła zamyślona.
– Wracajmy.
– Wiesz... Chyba jednak wrócę do domu – powiedziała nagle przyjaciółka. Wcale jej się nie dziwię. To dla niej spore przeżycie. 
– odprowadzę cię – przytaknęłam, tym samym proponując. Nie chce żeby sama chodziła wieczorami. Ja sobie dam radę w większości przypadków, a ona nie.

Na zewnątrz już całkiem się ściemniło, gdy dotarłyśmy pod dom przyjaciółki. Dziewczyna wciąż wydaje się zestresowana wcześniejszym wydarzeniem, aczkolwiek stara się to ukryć. Mam myśli, że powinnam powiedzieć jej prawdę o sobie. Boję się jak zareaguje na te wieści. Niecodziennie słyszy się takie nowiny, dlatego może to być dla niej jednak zbyt zaskakujące. Poczekam z tym jeszcze, ale powiem jej w końcu. Jest moją przyjaciółką i należy jej się prawda. Ufam jej i wiem, że nikomu nie powie.
– Uważaj na siebie – powiedziała Amber, gdy żegnałyśmy się. Uśmiechnęłam się smutno.
– To lepiej ty uważaj – pouczyłam ją, martwię się o jej bezpieczeństwo. Przyjaciółka przytuliła mnie mocno do siebie.
– Obie będziemy uważać – brzmiało to jak prośba. – Późno już, lepiej wracaj.
– Tak, wiem – przytaknęłam jej i znów przytuliłam, tym razem na pożegnanie. Zawsze tak robimy. – Idę. Trzymaj się – powiedziałam i cofnęłam się o krok, na potwierdzenie moich słów.
– Cześć! – odparła Amber i poszła w stronę drzwi wejściowych.
– Zamknij drzwi na klucz – poprosiłam ją, gdy jeszcze była na zewnątrz. Tylko przytaknęła, nic nie mówiąc. Weszłam do środka, a ja ruszyłam do swojego domu. Mam już dość wrażeń na dziś. 

piątek, 2 czerwca 2017

Rozdział 21

Nathan

Nie wiedziałem co się dzieje. Jest już godzina druga w nocy, a oni wciąż nie wrócili. W geście desperacji, wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer mojego kumpla, wampira. Nienawidzę tej bandy krwiopijców, ale nie mam wyjścia. Stefan znalazł się u mnie w ciągu kilku minut.
– Joe zniknęła – zacząłem, gdy mężczyzna spojrzał na mnie. – nie mam pojęcia gdzie ona jest i dlatego potrzebuje twojej pomocy.
– Chcesz żebym ją znalazł? – przeszedł od razu do rzeczy.
– Tak.
– Dobra, pomogę ci – wiem, że zawsze mogę liczyć na jego pomoc. – wrócę do reszty i popytam. Każe im szukać Melisy, dopóki nie znajdą.
– Dzięki, to dla mnie ważne – powiedziałem, a znajomego już nie było. Mam nadzieje, że szybko się znajdzie.

Michael

Joe już chwile temu zasnęła, co dziwne wtulona we mnie. Widocznie aż tak się bała, bo nie wierzę żeby bez powodu to zrobiła. W tym momencie przerywamy nasz akt zło wrogości do siebie i staramy się wspólnie wydostać z tego miejsca. Wstałem z ziemi, delikatnie odsuwając ciało dziewczyny ode mnie tak, aby się nie obchodziła. Wyjąłem telefon i znów szukałem zasięgu, lecz oczywiście nigdzie tu go nie znajdę. Zdenerwowałem się i to poważnie. Kurwa musi być stąd jakieś wyście. Tak, wiem nie powinienem przeklinać, ale nerwy nie pozwalają mi na kulturalne słownictwo. Jest środek nocy, a my jesteśmy nie wiadomo gdzie i nawet nie ma stąd racjonalnego wyjścia. Po prostu idealnie.

Nathan

Czuje się w tym momencie bezradny, no bo co ja mogę tu zrobić?  Jak mogę pomóc?  Nagle moje rozmyślania przerwał dzwoniący telefon, automatycznie odebrałem.
– Wiemy już gdzie są – usłyszałem głos Stefana, na co poczułem ulgę. – jedyny problem tkwi w tym, że nie wiemy jak ich wydostać.
– To gdzie oni są? – zdziwiłem się.
– Wpadli w przepaść. Zapewne był to atak, nie możliwe żeby Michael był aż tak beznadziejnym kierowcą.
–  Co?  Jak to przepaść? Żyją? Co z Joe?
– Wyluzuj. Wszystko z nimi dobrze.
– Dobra, już tam jadę – Stefan podał mi dokładne namiary, dzięki czemu trafiłem bez problemu. Faktycznie ciężka sprawa. Przepaść była głęboka, nawet nie widać dna.
– Skąd wiesz, że akurat tam są?
– Czuje zapach Melisy. – wyjaśnił, na co przytaknąłem. – Jakiś plan?
– Nie wiemy jaką to ma głębokość – powiedział inny wampir, którego imienia nie znam.
–  Nie możecie tam wskoczyć po prostu i ich wyciągnąć?
–  To niebezpieczne –  zaprotestował ten sam wampir.
– Jesteście wampirami – nie rozumiem ich zachowania, przecież teoretycznie są nieśmiertelni.
– Zrobię to – powiedział Stefan, po czym zbliżył się do krawędzi i nie wiele myśląc zwyczajnie tam wskoczył. Oby tylko Joe nic nie było.

Michael

Chodziłem po terenie jaki był mi dany i obserwowałem wszystko dookoła w poszukiwaniu jakiejkolwiek drogi ucieczki, gdy nagle ujrzałem osobę za sobą. Automatycznie odwróciłem się i zobaczyłem wampira. Skąd wiem, że to wampir? Jestem w stanie go wyczuć.
– Czego chcesz?
– Zabrać was stąd.
– Jasne, a potem co? Zjeść?
– Stary uspokój się. Nathan czeka u góry.
Wtedy dotarło do mnie, że on mówi poważnie. Spojrzałem na śpiącą dziewczynę.
–  Weź najpierw ją – pokierowałem go. – nie obudź jej.
Wampir wziął dziewczynę w stylu panny młodej, wszystko robił delikatnie. Tak, aby jej nie obudzić.

Nathan

Stałem tam oparty o swój samochód, czułem ze nerwy buzują we mnie. Nagle dostrzegłem Stefana niosącego Joe na rękach. Pierwsze moje myśli, to że coś jej się stało, dlatego podszedłem do niego w szybkim tempie. Dopiero po czasie dotarło do mnie, że ona tylko śpi. Ułożyło mi. Wziąłem od niego dziewczynę i skierowałem się do samochodu, po czym położyłem ja delikatnie na siedzeniu. Po chwili i wydostał Michaela, również podszedłem do niego.
– Co to ma być? – spytałem z wyczuwalnym wyrzutem.
– Auto w nas wjechało – powiedział sucho. – zwijajmy się, późno już.
– Dobra